Listopad już się zaczął i dopiero teraz zaczynam odczuwać negatywne skutki jesieni, czyli zły humor, efekt legactwa i wszystko inne ;( Wez tu człowieku bądz mądry i radz sobie jakoś w tych koszmarnych warunkach, a co mówić jak zima nastanie??
Dla rozgrzania sytuacji mam dla Was recenzję balsamu do ust, który smakuje imprezowo ;)
Technic Vintage Margarita - balsam do ust
Skład dla zainteresowanych
Pierwszy raz jak zobaczyłam ten balsam strasznie się ucieszyłam na jego widok. No właśnie, widok, bowiem opakowanie kosmetyku jest całkiem ciekawe, kolorowe i rzekłabym, że kobiece. Metalowa mini puszka w stylu vintage, jest jak najbardziej hot. Ale w praktyce jednak się ona nie sprawdziła. Zamykanie ma fatalne, niby wieczko jest zamknięte, ale lata luzno i mam wrażenie , że zaraz spadnie.
Kolor kosmetyku jest zielony, co zdziwiło mnie, bo jeszcze nie miałam styczności z " ogórkowym" balsamem do ust. No ale jak pisze Margarita, to dziwne, żeby spodziewać się różowego :D Czy pachnie margaritą?? Raczej jabłkami i to mocno kwaśnymi a najbardziej przypominają mi się żelki z Lidla ( oponki zielone z kwaśną posypką ). Jak dla mnie nie przeszkadza mi taki aromat, lubię żelki, lubię jabłka i te kwaśne też, więc tu jest ok.
Konsystencja lip balmu jest bardzo zbita i twarda. Trzeba niestety nabierać na palec, albo zeskrobać odrobinę, która potem pod wpływem temperatury ciała roztapia się i wtedy możemy nakładać na usta. Jest to męcząca sprawa, bo sztyft w tym wypadku sprawdziłby się idealnie a tak trzeba grzebać paluchem. Jest na szczęście nie widoczny po nałożeniu, bo cyrkiem by było mieć zielone usta.
Co do działania to też zachwytu nie ma.
Margarita nawilża, lekko natłuszcza ale nie w taki sposób jakbym oczekiwała. Do ust podrażnionych, z popękanymi skórkami raczej nie zda egzaminu. Po mojemu jest on tylko po to by nadać lekkiego połysku ustom i żeby nie były suche. Ot i na tym koniec.
Ważnym faktem może być dla składomaniaczek , że na pierwszym miejscu mamy tutaj parafinę , co może też tłumaczyć słabe działanie kosmetyku. Nie jest to dobra wiadomość, dla Margaritki, ale niestety nie przypadłaś mi do gustu, ani swym działaniem ani konsystencją, jedynie wygląd wizualny jest całkiem ciekawy i inny ;)
Technic Vintage mamy też w innych wersjach "smakowych" : prócz mej imprezowej
Margarity dostaniemy : Blue Lagoon, Kis Royale, Long Islan Iced.
Cena: ok
9 zł / 15 g
Dostępny : on - line
Czy polecam?? Ja znając wcześniej opinię nie skusiłabym się na niego, są lepsze, może nie tańsze ale warte swych pieniążków. Tutaj mam większy zawód niż euforię. Więc jak nie musicie , nie kupujcie.
Miałyście już okazję używać balsamów od Technic'a??
Pozdrawiam
MAGDA
pierwszy raz coś takiego widzę :) wygląd ma dość ciekawy ale szkoda, że ma parafinę i to tak wysoko w składzie
OdpowiedzUsuńSzkoda, że działanie jest kiepskie, bo produkt pod względem wizualnym jest bardzo atrakcyjny :)
OdpowiedzUsuńNo niestety, też spodziewałam się lepszych efektów a tu taki szok ;(
UsuńZa,to opakowanie ma śliczne :)
OdpowiedzUsuńO tak i to chyba jedyny plus tego balsamu :D
UsuńO matko ja uwielbiam zapach tych żelków :D
OdpowiedzUsuńJa uwielbiam żelki :D
UsuńPo raz pierwszy spotykam się z tą firmą:) Balsam wygląda interesująco, ale jego opakowanie jest niepraktyczne. Preferuję sztyfty i tubki, ponieważ można z nich korzystać, stojąc na przystanku autobusowym:)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą w 100%. Opakowanie tylko łądnie wygląda ;)
UsuńPierwszy raz widzę ten produkt.
OdpowiedzUsuńi tak bym poleciała na opakowanie :P
OdpowiedzUsuńPatrzeć, wąchać i wyobrażać sobie, że jem żelki z Lidla :D :D :D
OdpowiedzUsuńlubię żelki z Lidla, ale no cóż wolę sztyfty i większe nawilżenie.
OdpowiedzUsuńno prezentuje się ładnie
OdpowiedzUsuńJa polubiłam masełka z Bielendy :)
OdpowiedzUsuńNie widziałam ich wcześniej i nie używałam. Przyznam jednak, że opakowanie przyiąga uwagę :)
OdpowiedzUsuńwyglad ma calkiem calkiem - szkoda, ze nie dziala
OdpowiedzUsuń